Info

Suma podjazdów to 21493 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Październik2 - 0
- 2016, Wrzesień8 - 1
- 2016, Sierpień13 - 0
- 2016, Lipiec13 - 2
- 2016, Czerwiec16 - 5
- 2016, Maj13 - 1
- 2016, Kwiecień15 - 2
- 2016, Marzec10 - 5
- 2016, Luty8 - 9
- 2016, Styczeń3 - 2
- 2015, Grudzień9 - 12
- 2015, Listopad2 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień11 - 10
- 2015, Sierpień7 - 16
- 2015, Lipiec14 - 13
- 2015, Czerwiec13 - 12
- 2015, Maj14 - 19
- 2015, Kwiecień8 - 15
- 2015, Marzec4 - 1
- 2015, Luty4 - 0
- 2014, Listopad3 - 7
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień6 - 2
- 2014, Sierpień11 - 2
- 2014, Lipiec7 - 1
- 2014, Czerwiec16 - 3
- 2014, Maj8 - 1
- 2014, Kwiecień8 - 2
- 2014, Marzec12 - 0
- 2014, Luty2 - 0
- 2014, Styczeń3 - 2
- 2013, Grudzień3 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik3 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień8 - 2
- 2013, Lipiec8 - 9
- 2013, Czerwiec8 - 4
- 2013, Maj10 - 2
- 2013, Kwiecień13 - 4
- 2013, Marzec2 - 4
- 2013, Styczeń1 - 1
- 2012, Grudzień4 - 8
- 2012, Listopad3 - 1
- 2012, Październik3 - 3
- 2012, Wrzesień11 - 4
- 2012, Sierpień7 - 0
- 2012, Lipiec11 - 9
- 2012, Czerwiec7 - 5
- 2012, Maj11 - 10
- 2012, Kwiecień7 - 6
- 2012, Marzec6 - 7
- 2012, Luty2 - 5
- 2011, Listopad2 - 12
- 2011, Październik5 - 11
- 2011, Wrzesień3 - 6
- 2011, Sierpień5 - 2
- 2011, Lipiec7 - 24
- 2011, Czerwiec8 - 13
- 2011, Maj8 - 29
- 2011, Kwiecień8 - 13
- 2011, Marzec3 - 10
- 2011, Luty2 - 6
- 2011, Styczeń3 - 10
- 2010, Grudzień1 - 3
- 2010, Listopad1 - 5
- 2010, Październik7 - 7
- 2010, Wrzesień4 - 6
- 2010, Sierpień12 - 16
- 2010, Lipiec2 - 0
- 2010, Czerwiec2 - 10
- 2010, Maj5 - 22
- 2010, Kwiecień8 - 17
- 2010, Marzec3 - 7
- 2009, Wrzesień5 - 8
- 2009, Sierpień5 - 10
- 2009, Lipiec10 - 14
- 2009, Czerwiec5 - 1
- 2009, Maj7 - 26
- 2009, Kwiecień11 - 9
- 2009, Marzec3 - 3
- 2008, Październik1 - 0
- 2008, Czerwiec3 - 9
- 2008, Maj6 - 14
- 2007, Listopad1 - 4
- 2007, Październik7 - 25
- 2007, Wrzesień7 - 4
- 2007, Sierpień10 - 0
- 2007, Lipiec5 - 1
Dalsze wypady
Dystans całkowity: | 8238.12 km (w terenie 438.30 km; 5.32%) |
Czas w ruchu: | 354:56 |
Średnia prędkość: | 23.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.40 km/h |
Suma podjazdów: | 4525 m |
Suma kalorii: | 20876 kcal |
Liczba aktywności: | 119 |
Średnio na aktywność: | 69.23 km i 3h 00m |
Więcej statystyk |
- DST 83.66km
- Czas 04:13
- VAVG 19.84km/h
- Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
- Aktywność Jazda na rowerze
Dość sporo dziś tych kilometrów
Czwartek, 22 maja 2008 · dodano: 22.05.2008 | Komentarze 4
Dość sporo dziś tych kilometrów wyszło… Dość sporo jak na ostatnie moje szaleństwa…
Jestem zadowolony!
Dziś jest święto – niektórzy maszerują w procesjach… Ja pomaszerowałem na rower. Że tak napiszę, wybór należy do ciebie.
No to gdzie mnie dziś poniosło? Plan był taki: pierwotnie miałem się wybrać do Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Drzonowie… No i się wybrałem tak blisko Zielonej Góry to czemu od razu nie odwiedzić „winnego grodu”?
Od początku przebiegało to tak:
Krosno >> Połupin >> Dąbie >> Pław >> Gronów >> Łagów >> Leśniów Wielki >> Drzonów >> Buchałów >> Słone >> Wilkanowo >> Zielona Góra >> Przylep >> Płoty >> Czerwieńsk >> Nietków >> Leśniów Wielki >> Łagów >> Gronów >> Pław >> Dąbie >> Połupin >> Krosno… wow!!! Dość dużo tego!!
I nawet można było coś zobaczyć.
Najpierw Dąbie i konie. Były trochę płochliwe, tzn. uciekały przed facetem w rażącej kamizelce z apratem…
Oczywiście moja bryczka też musiała zostać uwieczniona, a co…
A to jest super fajna droga nr 32… Dodam tylko, że mimo tego że nawierzchnia była wymieniana już parę lat temu, droga jest w dobrym stanie. Polska droga w dobrym stanie…
I co się okazuje, jest nawet ścieżka rowerowa – kawałek bo kawałek ale nie ma co wybrzydzać. A w tym znaku najbardziej irytuje mnie to, że piesi są nad rowerem. BEZSENSU. ROWER RULES!!!!
No i dotarłem do celu pierwotnego – MUZEUM.
…oczywiście zamknięte…
Oczywiście nie zniechęciło mnie to i pozwiedzałem przez płot…
…i wówczas postanowiłem, że dobiję aż do Zielonej. Grzeje sobie a tu jakiś moralizator postawił znak… Nawet mi powieka nie zadrżała jak się przez nie przebijałem. Nie znam niebezpiecznych skrzyżowań.
…i tak dokręciłem do Zielonej, załączę dowód gdyby ktoś wątpił…
Oczywiście trochę wymęczyła mnie ta jazda pod górę. Niniejszym udałem się na lunch to renomowanej zagranicznej restauracji…
…niezły był ubaw jak do McDrive’a podjechał rower.
Nie jadłem sam. Wróble też lubią frytki. Numer jest taki że normalnie podchodziły i wyrywały frytę z ręki. Bułkę (McChicken) miałem tylko jedną więc się nie podzieliłem…
A tutaj robią ciepełko dla miasta (zdjęcie industrialne dla odmiany)
Widzieliście kiedyś łabędzia z budą. Niezły z niego typek: szczeka i aportuje…
Trochę górskich zawijasów zaraz za Nietkowem w kierunku Leśniowa… Oi co to był za podjazd.
Fota za fotę…
A tu już na powrocie. Grzeję przez krośnieński most…
…marszobieg do bazy…
Dwa ostatnie zdjęcia dzięki uprzejmości Studia Fotograficznego „Przestań już pstrykać te fotki!” – czyli mojej siostry.
I to by było na tyle.
- DST 70.10km
- Czas 03:17
- VAVG 21.35km/h
- Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
- Aktywność Jazda na rowerze
Pojechało się do Lubska
Niedziela, 4 listopada 2007 · dodano: 04.11.2007 | Komentarze 4
Dziś rano, o poranku, studiując pracę nt. transplantacji organów, trafiłem na artykuł pt. „Hobby to najlepsza terapia”. Dowiedziałem się, że jesienią wszyscy łapią doły bo jest ciemno i ponuro a co za tym idzie szyszynka produkuje mniej hormonów niezbędnych to tego, by wydzielały się w mózgu substancje zapewniające dobre samopoczucie. I aby to zmienić trzeba się wyrwać na zewnętrzny, np. na spacer albo na rower. Należy pamiętać o tym by śmigać po polance i na otwartych terenach bo pod drzewami nadal jest ponuro…
…więc wybrałem się na rower…
Teraz jest tak, że jeżdżę w weekendy bo niestety w tygodniu nie mam za wiele możliwości by śmigać w dzień, gdy jest jasno. Nie mam jeszcze przedniej lampki (białej) więc bez sensu tak jeździć jak nic nie widać i przy okazji jak cię nie widzą. Źle coś wyliczyłem bo wracałem jak już było ciemno ale na szczęście TIR’y nie wyjechały jeszcze na polowanie o tej porze. Przeżyłem.
Pojechałem sobie do Lubska. Już w poniedziałek wiedziałem, że tam pojadę. Byłem tam autkiem w sprawach służbowych i stwierdziłem, że trasa godna posunięcia rowerem.
Szczegóły opisowo-obrazowe.
Przebieg trasy:
Krosno >> Dychów >> Bobrowice >> Stróżka >> Gozdno >> Górzyn >> Lubsko
…i z powrotem.
Nawet zrobiłem kilka fotek. Wiem, wiem – żadna nowina.
Zaraz za Bobrowicami jest taki oto wesoły mostek:
…kolory ma zabójcze i raczej nie da się go przeoczyć.
Niedaleko jest jeszcze jeden mostek – chyba trochę starszy:
Przy tych mostkach to była moja pierwsza pauza – jak się okazało jedna z wielu… Ale co mnie ucieszyło to to, że moim oczom ukazało się słońce. …i wtedy ta moja szyszynka tak zaczęła produkować te hormony, że tak się podjarałem, że… i pojechałem dalej.
Potem znowu się zatrzymałem bo wydawało mi się, że widzę coś fajnego. A zobaczyłem to:
…jakoś na żywca wyglądało lepiej.
Wpadam do Strużki a tam myśliwi mają zlot. Akurat wrócili i ciągną po ziemi te swoje zwierzątka. Oczywiście nie będzie zdjęcia bo jak tu zrobić zdjęcie uzbrojonemu myśliwemu… Jedyne co mnie z nimi łączyło to super rażąca kamizelka odblaskowa.
I jest już Lubsko. Zdjęć jak na lekarstwo bo po ostatnich świętach nie podładowałem baterii i aparat dał ze luz i spierdził: „Pier…, nie robię”.
Mają w tym Lubsku taki kościół gdzie już od drzwi trzeba zasuwać na kolanach – taki niski…
Poza tym, owo miasteczko jakieś takie poprzecinane jest kanałami i strasznie z nich bije. Oczywiście zdjęcia tego nie oddają ale się poświeciłem bo w sumie ładnie to wygląda. W ogóle to miasto ma taki fajny klimat – super zabudowa. No ale niestety fotek za wiele nie będzie. Ale wracając do kanałów:
Kanały te to dom wielu kaczek. No w sumie po ostatnich wyborach to gdzie te „kaczki” mają się podziać – tylko w kanałach.
…ładne, prawda. A te tutaj przycinają w kimowo. A chrapały, że ho ho…
Następnie udało mi się strzelić jeszcze parę fotek architektury:
…to poniżej to szkoła. Z tego co pamiętam to jakiś Zespół Szkół Ekonomicznych, czy coś w tym stylu…
…i jeszcze łuk z wieżą…
…i jeszcze rower z planem miasta…
…i tyle…
Przed wyjazdem wpadłem do Żabki po prowiant: baton + napój Izo… przysiadłem na ławeczce posiliłem się i popiłem wszystko herbatką Earl Grey z termosu – super sprawa, polecam.
Ogólnie to wyjazd taki sobie, bo:
- słabe baterie – brak możliwości rozwijania pasji fotograficznej na trasie a warto podkreślić, że mijałem miejsce, gdzie wylądowali jacyś żołnierze w czasie drugiej wojny i z tej okazji postawili im kamień, ale jeszcze tak podjadę..
- telefon mi się zapocił i nie mógł godnie zastąpić aparatu w robieniu zdjęć,
- tydzień przerwy między przejazdami sprawia, że kolana dostają nieźle w kość a raczej w staw…
Ale co nas nie zabije to nas wzmocni.
…i tak pojadę…
- DST 56.23km
- Teren 9.75km
- Czas 02:40
- VAVG 21.09km/h
- Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
- Aktywność Jazda na rowerze
Susza przez dwa tygodnie
Niedziela, 28 października 2007 · dodano: 28.10.2007 | Komentarze 7
To już dwa tygodnie jak nie śmigałem rowerkiem. Nadszedł czas by przerwać ten impas. No i pojechałem…
Pogoda dziś była typowo jesienna: w oddali mgła, zachmurzone niebo (tylko chwilowe przebłyski słońca), ale dość ciepło i wiaterek nie dokuczał.
Pojechałem sobie znaną już trasą do Gryżyny – bez zaglądania nad jezioro, a więc:
Krosenko >> Marcinowice >> Osiecznica >> Czetowice >> Budachów >> Dobrosułów >> Gryżyna >> Bytnica >> Struga >> Krosenko.
Oczywiście nie omieszkałem strzelić kilku fotek. A oto i ich historia…
Najpierw krótka pauza za Osiecznicą przyjrzeć się jaka to ta jesień jest zajebista.
Następnie widzimy pole. Zrobiłem fotę bo zanim podszedłem po polu śmigały kruki i wrony i skojarzyło się to z czymś ze szkoły pt.: „Rozdziobią nas kruki i wrony”… ale jak podszedłem to ptaki pognały w przestworza. A pole zdecydowanie jest po czymś…
…no a jak niby miałem ominąć to miejsce. Nie dało się i tyle. Oto staw.
Potem ten staw zamienia się w strumyk za pomocą tego…
…to z bliska (widzicie tą kropelkę wody nad wijącymi się burzynami??)
...i strumyk gotowy...
A TERAZ NAJWAŻNIEJSZE.
GRZEJĘ SOBIE DO BUDACHOWA A TU MOIM OCZOM UKAZAŁ SIĘ…
PAN POSEŁ MAREK CEBULA – SAM GO NIEDAWNO WYBRAŁEM. NIESTETY NIE BYŁO OKAZJI NA ROZMOWĘ O POLITYCE BO GRZAŁ Z KUMPLEM I TO CAŁKIEM NIEŹLE.
TAK SOBIE MYŚLĘ: PAN POSEŁ MAREK CEBULA TO SWÓJ CHŁOP – PRZECIEŻ JEŹDZI ROWEREM.
Pełen euforii ze spotkania pojechałem dalej. Tą drogą…
…aż do samego Dobrosułowia. Musiałem się następnie przesiąść na leśną ścieżkę bo tylko taka droga prowadzi do Gryżyny.
Jak to w lesie drzewo zagrodziło mi drogę to je przesunąłem na pobocze.
Po czym zrobiłem sobie przerwę na herbatę – takie angielskie „five o’clock” tylko, że o dwunastej.
…rozglądam się wokół a tu na drzewie jakieś indiańskie malunki – pewnie sprzed setek lat…
…i zagadka: czym różni się drzewo na pierwszym planie??
…
Odp. JEST GOŁE
…taki drzewny striptiz (tak to się pisze, bo ja nie wiem jak się pisze ale wiem jak się robi-haha) …
Dwie drogi. Tak jak czasem w życiu. I nie wiadomo, którą wybrać – też jak w życiu. Dobrze że jadę w przeciwnym kierunku.
…ostoja zwierzyny czy coś tam takiego… pewnie te sarenki i te inne dziki się w tym lesie tego tam… Ale dobrze że za rogiem jest żubr…
Ładna droga w ładnym lesie. To był właśnie ten moment kiedy słońce powiedziało mi: HEJKA ZIOMEK…
I jest i Gryżyna… Mała regeneracja sił – dopiłem południową herbatkę i pognałem czym prędzej do domu.
…a Pan Poseł Marek Cebula wygląda tak. Tu w wersji wyborczo – plakatowej.
A na koniec opad liści…
KONIEC
- DST 70.10km
- Teren 2.00km
- Czas 03:21
- VAVG 20.93km/h
- Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
- Aktywność Jazda na rowerze
…od czego by tu zacząć?
Niedziela, 14 października 2007 · dodano: 14.10.2007 | Komentarze 3
…od czego by tu zacząć – tak z sensem…
Nie jest nowością, że wybrałem się na rower: Niedziela, piękna pogoda… poza tym dziś też był rodzinny grill z ogniskiem – oczywiście mojej przyszłej rodziny. Do miejsca spotkania było ok. 10 km – więc zrobiłem: 60… - co by nie było za blisko.
Wioskowo i miastowo to wyglądało tak:
Krosenko >> Brzózka >> Dzikowo >> Gubin >> Wałowice >> Chlebowo >> Połęcko >> Maszewo >> BIAŁA GÓRA (grill) >> Osiecznica >> Marcinowice >> Krosenko
Zacząłem tradycyjnie od zmierzenia temperatury – było to chwilę przed dwunastą – ciepełko.
…szybkie rzuceniem okiem na oddalający się Bóbr…
…i przed siebie. Dziś niedziela więc i TIRÓW było niewiele. Ale za to nie zawiedli „niedzielni kierowcy” osobówek – wyślę że ich wspólna średnia w jedną i drugą stronę była w granicach 150 km…
Wreszcie mym oczom ukazał się… Gubin. Szybkie zwiedzano – i oto co tam mają: jest basen i jest, ale jeszcze nie otwarte Tesco. A że mam sentyment to tego marketu więc ciach i fota jest.
Szybka przerwa na lunch… więc co innego mogłem wybrać. W McDonald’s spotkajmy się…
…pełna kultura: ciepła herbatka, i kartonowe bułeczki – ileż to energii – ho ho.
Posilony… dodam, że zjadłem jeszcze dwa pierniczki… Posilony udałem się na dalsze zwiedzanie. Historykiem nie jestem więc napiszę, że na poniższych zdjęciach widać portal (czyt. brama wejściowo – wyjściowa) oraz wieżę służącą do czegoś tam…
…poniżej resztki muru bezpośrednio związanego z portalem (już wiemy co to portal, prawda…) oraz krzak…
…dalej przechodzimy do sedna: piękna fara gubińska – lekko zużyta ale się jak widać robi. Oczywiście by się zrobiła do końca potrzebna jest kasa…
…ale więcej szczegółów na poniższej stronce:
Gubin posiada także rwący potok – ot takie tam coś płynące ale trzeba przyznać, że prezentuję się super.
Koniec tych spacerów bo trzeba ruszyć w trasę. Po drodze jak zwykle super widoki – trzeba się nimi karmić zanim śnieg wszystko przykryje i ograniczy przy okazji mobilność rowerową.
Dotarłem w końcu do miejsca gdzie kończy się asfalt a zaczyna się rzeka. Już tu byłem i to nawet całkiem niedawno – tak więc czas na pytanie powtórkowe: gdzie to jest??
…
Dobrze: jesteśmy w Połęcku a raczej przed bo czekam na prom wraz z tym szczeniaczkiem bernardynem – młodzieniaszek waży jedyne 30 kg – co za pieszczoszek.
Na drugim brzegu okazało się że w Odrze nie ma wody…
…i Niemcy na motorach też strzelili zdziwko…
No i po tych super fajnych 60 kilometrach dotarłem na Białą Górę (nie wiem skąd ta nazwa) do miejsca prowiantowania. A tak wyglądam – istny PRZYSTKOJNIAK MORGAN.
Biała Góra wygląda tak…
…i chodzi mniej więcej o to, że w tym miejscu nasze wojsko sobie ćwiczy przeprawę na drugi brzeg…
…a w tej budzie siedzi dowódca i się drze: „ŻOŁNIERZE!!!!!! NAJWAŻNIEJSZA K…A JEST… ZAPRAWA!!!”
Po skosztowaniu kilku specjałów grillowych czas na relaks.
Należy dodać iż była tam też moja narzeczona: G.I. Jane Gabrysia – niezwykle ostra babka.
...teraz ja strzelam do niej…
Cóż, miło było ale trzeba było się zbierać do hacjendy. Jeszcze kilka strzałów na okolice…
…oraz roślinkę …
…i pojechałem do domu.
KONIEC
- DST 50.02km
- Czas 02:30
- VAVG 20.01km/h
- Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielne śmiganie
Niedziela, 7 października 2007 · dodano: 07.10.2007 | Komentarze 0
Dziś jest Niedziela, siódmy dzień października…
…więc czemu by nie pojeździć na rowerku. Oczywiście biorąc pod uwagę wszelkie konsekwencje w postaci bólu kolan wybrałem się na przejażdżkę – nie krótką, nie długą… takie tam 50 km – prosto nad jeziorko w Gryżyńskim Parku Krajobrazowym.
Jadąc bardzo ale to bardzo asekuracyjnie przystawałem co jakiś czas, no np. by strzelić fotkę. Oto i kawał porządnej polskiej drogi…
Pauza nad jeziorem. Jak widać ludzi brak. Wygląda jak by już było po sezonie…
…i WuCet już niepotrzebny…
A poniżej w prawym dolnym rogu jest tabliczka, na której jest napisane, że widoczna Aleja Drzew to POMNIK PRZYRODY. Niezły ten pomnik.
A przez Grażynę płynie potok górski co się nazywa: GRYŻYŃSKI POTOK – prawda, że oryginalnie. Poniżej kilka ujęć z jednej, drugiej i trzeciej strony…
Kategorycznie jest już jesień. Bez dwóch zdań.
- DST 60.00km
- Czas 02:30
- VAVG 24.00km/h
- Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
- Aktywność Jazda na rowerze
Mało czasu po pracy
Czwartek, 20 września 2007 · dodano: 20.09.2007 | Komentarze 0
Po pracy niestety coraz mniej czasu przed zmrokiem zostaje na jeżdżenie, ale jak na dzień roboczy 60 km to nie taki zły wynik.
Wybrałem się do Gubina. Trasa fajna, szybka z ogromnym jednak minusem: tiry, tiry, tiry... chociaż kierowny mniejszych aut nie są wcale lepsi. Reasumując piszę teraz więc przeżyłem.
Słokno świeciło więc i jazda była przyjemna. Od czasu do czasu w Krosenku n/Odrą pojawia się pociąg - no i mi się trafiło.
A potem to już przed siebie. Macie czasem tak że wiatr zapodaje w twarz aż się wszystkiego odechciewa i marzycie tylko o tym by w drodze powrotnej wiało w plecy?Ja tak mam a dziś to do kwardatu tak miałem.
Oczywiście na tym wyraźnym zdjęciu widać znak, że do Gubina jeszcze 6 km (w rzeczywistości do rogatek miasta były 2 a do centrum z 8 - więc nie wiem kto wyliczył to co jest na znaku).A znak wygląda tak:
Potem była chwila przerwy na zebranie się do kupy i zrobienie sobie rodzinnej fotki.
Jak się okazuje w Gubinie mają nawet konie... i wulkanizację...
...i co się okazało - marzenie się spełniło i posuwał mnie wiatr prosto do domu. Wiaterek w plecy, większość trasy w dół, żyć nie umierać a raczej pedałować i nie umierać.
Na koniec fotka Krosneka wieczorową porą:
- DST 92.53km
- Teren 3.00km
- Czas 04:09
- VAVG 22.30km/h
- Sprzęt Rakieta:)
- Aktywność Jazda na rowerze
A więc stało się...
Sobota, 15 września 2007 · dodano: 15.09.2007 | Komentarze 0
A więc stało się – przejechałem w tym sezonie ponad 90 km… jak za starych dobry czasów.
Poniżej krótka relacja z tej wycieczki, opatrzona nawet kilkoma zdjęciami.
Zaplanowałem sobie przejazd do Niesulic i oczywiście z powrotem, przez Skąpe.
Poranek sobotni – jak zwykle pada deszcz, jak zwykle gdy coś sobie zaplanuję… Ale nic, dalej się szykuję: śniadanko jak u chłopaków w Tour de Pologne – talerz makaronu, bułeczki z drzemikiem – setki gram węglowodanów. W między czasie przestało padać. Spakowałem prowiant na drogę, czyli wodę i napoje izotoniczne – pełna profeska. Woda z kranu Krosienkowego też jest prawie izotoniczna, haha.
Z balkonu nie dało się wyczuć że będzie tak wiało, nawet przez pierwsze 30 km ten wiatr był całkiem OK bo wiał w plecy więc cisnąłem ile wlezie… Aż do nawrotu w Skapym gdzie powiew wiatru w twarz zmiótł mnie prawie z drogi. Ale nie poddałem się i z myślą: „Byle do lasu” cisnąłem ile się da.
No i po prawie 2 godzinach posuwania mnie przez wiatr prawie po całej drodze dojechałem do celu.
jak widać jest to również ulubiona wioska kibiców Falubazu.
Nad brzegiem okazało się, że wiatrzysko jest nie do zniesienia. Strzeliłem kilka fotek i ewakuowałem się by zachować minimum godności. Oto te kilka fotek:
drzewo nad brzegiem
kawałek jeziora
kawałek jeziora z łódką
kawałek jeziora z pomostem i łódkami w tle – prawda że widać jak wieje?
a tu jakiś wariat śmiga na desce – zresztą nie był tam sam…
Zjadłem dwa pączki i zwinąłem się czym prędzej w drogę powrotną, która z założenia miała nie być przyjemna – wiatr, wiatr, wiatr. Po drodze natknąłem się na magazyn koszyków wiklinowych w wersji „zrób to sam”.
A oto i bryczka
na której dokonałem tego wyczynu. Jest to jak najbardziej „marketowy shit”, ale trochę pracy i serca i można sprawić by robił kilometry. Mam nadzieje, że będzie mi służył jeszcze przez jakiś czas i że zawsze będzie w stanie jechać w drogę powrotną.
Warte zauważenia jest to, iż był to pierwszy wyjazd w kamizelce odblaskowej. Czułem się taki bezpieczny, taki zauważalny. Szczególnie w sytuacji gdy mijały mnie trzy 40-sto tonowe tiry w odległości 30 cm od mojej kierownicy. Super wrażenia, gdy trzy wielkie koła naczepy zaczynają się bez żadnych oporów zbliżać, by pomielić mnie razem z rowerem. Niestety Niestety przypadku roweru, strefę zgniotu stanowi sam rowerzysta. Mam nadzieje, że kierowcy aut pamiętają o tym.
A to byłem ja:
Do następnego razu.
- DST 63.00km
- Czas 02:48
- VAVG 22.50km/h
- Sprzęt Rakieta:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Coś się okazało
Sobota, 25 sierpnia 2007 · dodano: 25.08.2007 | Komentarze 0
Okazało się, że jeszcze mogę strzelić sobie ponad 60 km. do Gryżyny - nawet nad jezioro - przez Osiecznicę, Budachów, Dobrosułów. Powrót przez Bytnicę.
- DST 62.41km
- Czas 02:43
- VAVG 22.97km/h
- Sprzęt Rakieta:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Dość długa trasa
Piątek, 10 sierpnia 2007 · dodano: 10.08.2007 | Komentarze 0
Oto i najdłuższa trasa w tym sezonie (mam nadzieje że jeszcze nie zklepana na stałe). pojechałem sobie do Suchodołu na ognisko... i spanie pod namiotem... do mojej Gabi znaczy. cały czas padał deszcz - nic przyjemnego ale wtedy człowiek czuje, że rower to jest to... jechałem przez Brzózkę, Czarnowice, Stargard Gubiński, Brody. Niestety był to rowerowy przejazd w jedną stronę - powrót autem.