Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Egonik z miasteczka Krosno Odrzańskie. Mam przejechane 24930.04 kilometrów w tym 1367.46 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.85 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 21493 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Egonik.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 28.28km
  • Teren 3.50km
  • Czas 01:37
  • VAVG 17.49km/h
  • Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dość dawno mnie tu nie było...

Niedziela, 26 października 2008 · dodano: 26.10.2008 | Komentarze 0

Dość dawno mnie tu nie było... I pewnie wiele kilometrów zostanie ujeżdżonych (nie przeze mnie) niż znow coś sam przekręcę.
No ale cóż, realia są jakie są.

Dziś bujnąłem się znaną trasą do Bytnicy (zresztą jak już gdzieś jadą to właśnie tam). Piękna pogoda: cieplutko, liście jesienne, i tak dalej:)

Pozdrawiam wszystkich jeżdżących.




CO ZA śREDNIA:):)!!!:):):)

Środa, 25 czerwca 2008 · dodano: 25.06.2008 | Komentarze 4

CO ZA śREDNIA:):)!!!:):):)

...przejechane kilometry szałowo nie wyglądają, ale za to przejachałem je w niezłym stylu. Mam na myśli oczywiście średnią, która to sugeruje że było niezłe ciśnięcie.

Pojechałem sobie do Bytnicy i z powrotem.

...a później musiałem zmienić koło w moim essim (dopisek redakcji: Ford Escort).
Też całkiem sprytnie mi poszło.

Ogólnie to zaliczam ten sezon do tzw. nieregularnych. Sezon nieregularny charakteryzuje się nieregularnymi jazdami... Bywa:)

Pozdrawiam wszystkich (...a co:))




Takie tam 35 kilometrów...

Niedziela, 8 czerwca 2008 · dodano: 08.06.2008 | Komentarze 0

Takie tam 35 kilometrów w upale i wietrze... Do Połęcka (przez Maszewo) i z powrotem. W planie miało być przez Połęcko ale jak okazało już na początku wsi, prom nie chodzi...
Nie to nie - wróciłem do chaty:)




Zgodnie z deklaracją:)

Niedziela, 1 czerwca 2008 · dodano: 01.06.2008 | Komentarze 5

Tak więc jak się zadeklarowałem wczoraj, dziś (z jednodniowym opóźnieniem) wrzucam relacje z wczorajszego wypadu za granicę…
Ludzie gadają, że podobno w Niemczech mają fajne ścieżki rowerowe – więc czemu by nie sprawdzić samemu. No i sprawdziłem.
Przygotowałem się jak należy: picie, jedzonko, mnóstwo nadziei, kask, okularki, bajeranckie ciuchy, itd. Trasa wyglądała mnie więcej tak:

Krosno >> Dychów >> Bobrowice >> Gozdno >> Górzyn >> Bielawy >> Lubsko >> Chełm Żarski >> Brody >> Jeziory Wysokie >> Marianka >> Zasieki >> GRANICA POLSKO-NIEMIECKA >> Sacrow >> Briesnig >> Groß Gastrose >> GRANICA NIEMIECKO – POLSKA >> Czarnowice >> Dzikowo >> Brzózka >> Krosno

Najpierw standardowo na Dychów, przez elektrownię wodną…


…krótka informacja o tym o co tu tak naprawdę chodzi w tej elektrowni i jej zbiorniku wyrównania dziennego…


Kręciło się nawet fajnie: słoneczko, wiaterek, niewiele aut (bo kto by się na taki upał pchał…). Zajechałem nawet nad jeziorko bo zwykle je mijam ot tak. Szzzzzzzzz i już mnie nie ma. Ale nie tym razem…

(pozwolę sobie zauważyć, że na tafli jeziora widać jedną łódź…)

Okazało się, że wycieczki przez Lubsko mi nie służą. Jak kiedyś, tak i tym razem moje kolana stwierdziły, że chyba mnie trochę poniosło i zaczęły sygnalizować, że lepiej będzie jak zawrócę… A ja co?? IGNORANT!!!

Oto i Lubsko i kościół i przerwa na pierwszy posiłek: ciasteczka Lu plus Powerrade plus od 3 do 4 wirów wody z bidonu.


…jeszcze pełen bak…


Posilony pognałem dalej. Z założenia miałem minąć Brody lekko z boku ale coś mnie podkusiło by jednak tam zajrzeć. Chyba ta brama mnie podkusiła… de facto z 1753 roku… Jednym słowem kawał starej bramy…


A za bramą a dokładniej za bramą i zakrętem moim oczom ukazał się ten oto widok…




…nic nie pisałem między zdjęciami bo mnie też to lekko zamurowało. Jest tam też hotel, niestety nie wiem jak się nazywa bo to nieistotne. Ważne, że jest niezły klimat i zapewne straszy jak to w takich pałacach bywa.


Gdzie jest rower??


Nie ma co się gapić na ruiny – szkoda czasu a do domu jeszcze ho ho…

Miałem już się rozpędzić a tu znowu coś co przykuło obiektyw…

…jest to wieża pożarnicza. Myślicie, że nie chciałem wejść; chciałem, ale jak to bywa w moim przypadku, gdy chcę coś zwiedzać… Nieczynne!...do 8-go czerwca…

W ramach rekompensaty zwiedziłem to:

…są tam dwa przepiękne, niebieskie TOI TOI’e. UWAGA! Gdy temperatura za dworze przekracza 15 stopni do TOI TOI’a N I E W C H O D Z I M Y !!!!!!!!

Odświeżony aromatycznie pognałem najdłuższą ścieżką rowerową w mojej karierze. Zaczęło się tak (kilka km przez Zasiekami):


Po drodze śmignęli mi niemieccy turyści rowerowi i po jakimś tam czasie przedarłem się przez most na rzece Nysa Łużycka


…oraz przez granicę administracyjną…


Zdjęcie ilustrujące fakt, że po niemieckiej stronie też wiało


A tutaj skończyła się ścieżka rowerowa (ale tylko pozornie bo ta właściwa zaraz za mostem wskakuje na wał nad rzeką i ciągnie się aż do Guben – czadowo normalnie…)


A tutaj koleś podlewa pomnik (bez komentarza)


W tym oto zacisznym miejscu nadszedł czas na drugą przerwę prowiantacyjną: chleb z dżemem, popity wodą i Powerrade. Co się jeszcze kazało jestem bez sensu opalony (np. uda do połowy). Jak to na rowerze zresztą bywa…


A tam jest Polska…


A poniżej taka tam okoliczność przyrodniczo – naturalna


I jeszcze ku mojej radości, mym oczom ukazał się jastrząb. Ten to ma luz – KEINE GRENZEN.

…WYRAŹNY CO NIE??

Gdyby ktoś miał wątpliwości, że ta ścieżka jest taka długa, poniższa fota prezentuje co i jak. Tak na marginesie to świetna sprawa, tak oznaczone ścieżki.

…jaram się bo u mnie w okolicy tego nie ma. W polskiej okolicy…

A tak wyglądają niemieccy turyści rowerowi uciekający przez polskim turystą rowerowym na niemieckim rowerze składanym w Polsce z części niewiadomego pochodzenia …


Coś tam w tle a na pierwszym planie rower… To coś tam, jak się chwilę później okazało, to mini elektrownia wodna.


Tak wygląda zielona granica. Zniszczony most… Jak by Polska była czymś złym i nie fajnym. A nawet nasze psy szczekają tak samo jak niemieckie.


Wreszcie ze łzami w oczach przekroczyłem granicę – takie wzruszenie, taka radość. Wreszcie WSCHÓD!!!


Po drodze zajechałem do Czarnowic (kiedyś tu pracowałem w jednej z firm…) do mojej Gabrysi, która ze swoimi dziećmi (nie mylić z naszymi…hihi) łowiła sobie ryby. Taka była teoria. Prawda jest taka że dzieci łowiły a Gabi nie… Ale miejscówka całkiem przyjemna:



A teraz UWAGA!!!!
Przystojniak E-gonik w pełnej okazałości. Na prawo mój rower, a dalej na prawo nasza „meggi” (z klimą…). Zdjęcie dzięki uprzejmości Gabi.


No i droga powrotna. Nawierzchnia szykowana jest na Euro 2012. Nie zmienia to faktu, że będzie jeszcze naprawiana z 28 razy…

I ostatni rzut oka na zachodzące słońce…


…i koniec.

Reasumując, to co przeleciało:
- ponad 130 km,
- 2 paczki małych ciasteczek Lu,
- 4 x 500 ml Powerrade (różne smaki),
- 2,5 litra wody mineralnej (też różne smaki…),
- 3 kanapki z dżemem.

Polecam!!!


Kategoria Powyźej 100 km


Miła odmiana - bez zdjęć

Czwartek, 29 maja 2008 · dodano: 29.05.2008 | Komentarze 3

Dziś dla odmiany będzie bez zdjęć.
Nie było jak się zatrzymać... bo jazda raczej na średnią... a średnia wyszła jak na moje ostatnie wyniki extra fajna.

Reasumując była to niezła jazda. A najbardziej się ucieszyłem kiedy ruszyłem w drogę powrotną i wiatr, który "wten" miotał mnie po całej drodze od przodu, stał się "nazat" korzystnym wiatrem w plecy... Wyjątkowo. Zwykle jest tak, że jak się jedzie i ma się wicher w twarz a jak się zawróci to nic się nie zmienia - też w twarz... Złośliwość rzeczy wiejących.

A pojechałem do Gryżyny jak zawsze przez Bytnicę i z powrotem.




Jak to mówią: byle do Bytnicy

Sobota, 24 maja 2008 · dodano: 24.05.2008 | Komentarze 2

Dziś jazda typu relaksik i test rowerku po serwisie młynka oraz test mnie po ostatniej dłuższej trasie.
Jest dobrze bo kolana chyba dochodzą do siebie - dzisiejsza recepta to siodełko na maxa... Zobaczymy jak będzie.

Dziś dojechałem do Bytnicy.

...do stacji kolejowej.

Czekała tu na mnie niespodzianka - a raczej na ja na nią...

...nic tak nie cieszy jak pociąg towarowy:):)

Na powrocie zachaczyłem o jeziorko w Łochowicach gdzie trwa renowacja plaży...

...i co z tego jak dło przy brzegu takie syfiaste.

Dziś bez większego szału ale i tak nieźle...




Dość sporo dziś tych kilometrów

Czwartek, 22 maja 2008 · dodano: 22.05.2008 | Komentarze 4

Dość sporo dziś tych kilometrów wyszło… Dość sporo jak na ostatnie moje szaleństwa…
Jestem zadowolony!

Dziś jest święto – niektórzy maszerują w procesjach… Ja pomaszerowałem na rower. Że tak napiszę, wybór należy do ciebie.
No to gdzie mnie dziś poniosło? Plan był taki: pierwotnie miałem się wybrać do Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Drzonowie… No i się wybrałem tak blisko Zielonej Góry to czemu od razu nie odwiedzić „winnego grodu”?

Od początku przebiegało to tak:
Krosno >> Połupin >> Dąbie >> Pław >> Gronów >> Łagów >> Leśniów Wielki >> Drzonów >> Buchałów >> Słone >> Wilkanowo >> Zielona Góra >> Przylep >> Płoty >> Czerwieńsk >> Nietków >> Leśniów Wielki >> Łagów >> Gronów >> Pław >> Dąbie >> Połupin >> Krosno… wow!!! Dość dużo tego!!

I nawet można było coś zobaczyć.
Najpierw Dąbie i konie. Były trochę płochliwe, tzn. uciekały przed facetem w rażącej kamizelce z apratem…



Oczywiście moja bryczka też musiała zostać uwieczniona, a co…


A to jest super fajna droga nr 32… Dodam tylko, że mimo tego że nawierzchnia była wymieniana już parę lat temu, droga jest w dobrym stanie. Polska droga w dobrym stanie…


I co się okazuje, jest nawet ścieżka rowerowa – kawałek bo kawałek ale nie ma co wybrzydzać. A w tym znaku najbardziej irytuje mnie to, że piesi są nad rowerem. BEZSENSU. ROWER RULES!!!!


No i dotarłem do celu pierwotnego – MUZEUM.
…oczywiście zamknięte…


Oczywiście nie zniechęciło mnie to i pozwiedzałem przez płot…








…i wówczas postanowiłem, że dobiję aż do Zielonej. Grzeje sobie a tu jakiś moralizator postawił znak… Nawet mi powieka nie zadrżała jak się przez nie przebijałem. Nie znam niebezpiecznych skrzyżowań.


…i tak dokręciłem do Zielonej, załączę dowód gdyby ktoś wątpił…


Oczywiście trochę wymęczyła mnie ta jazda pod górę. Niniejszym udałem się na lunch to renomowanej zagranicznej restauracji…

…niezły był ubaw jak do McDrive’a podjechał rower.

Nie jadłem sam. Wróble też lubią frytki. Numer jest taki że normalnie podchodziły i wyrywały frytę z ręki. Bułkę (McChicken) miałem tylko jedną więc się nie podzieliłem…


A tutaj robią ciepełko dla miasta (zdjęcie industrialne dla odmiany)


Widzieliście kiedyś łabędzia z budą. Niezły z niego typek: szczeka i aportuje…


Trochę górskich zawijasów zaraz za Nietkowem w kierunku Leśniowa… Oi co to był za podjazd.


Fota za fotę…


A tu już na powrocie. Grzeję przez krośnieński most…


…marszobieg do bazy…


Dwa ostatnie zdjęcia dzięki uprzejmości Studia Fotograficznego „Przestań już pstrykać te fotki!” – czyli mojej siostry.

I to by było na tyle.


Kategoria Dalsze wypady


No i pojechałem.

Niedziela, 18 maja 2008 · dodano: 18.05.2008 | Komentarze 2

No i pojechałem.
Mam nadzieję, że wyjazdy weekendowe nie staną się tradycją i zwyczajem i czymś co się będzie działo tylko w weekendy bo to aż smutne…
Pogoda pod psem, ale i motywacji nie zabrakło. Dobrze że nie padało.
Trasa wyglądała mniej więcej tak: Krosno >> Chyże >> Gostchorze >> Radnica >> …tory… >> Krosno. Jednym słowem bez szału. Ale za to, po zmianie kierownicy jazda znów wygląda jak sprzed zmiany roweru, czyli jeden wielki pęd. Dla mnie bomba.

I co najważniejsze dziś śmigałem w kamizelce extra odblaskowej i dobrze bo przynajmniej tirowcy mijają mnie 12 cm szerzej niż zwykle (czyt. bez kamizelki). 12 cm przestrzeni życiowej…
Ale wracając do jazdy, najpierw wspinaczka górską przełęczą..


…ciekawy znak. Myślę, że to znak o symbolu Z-143 „NIE BĘDZIE NICZEGO”.

I pod górę. Jedzie się.


Po czym moim oczom ukazało się to… (tzn. nie była to żadna niespodzianka, ani zaskoczenie bo już tam byłem, chodzi mianowicie o to, że w ogóle dojechałem)


Tutaj kiedyś była fajowa słowiańska osada a teraz dla upamiętnienia rekonstruuje się co nie co. Jest nawet kamień…


…i cmentarz…

A co najlepsze przechodząc przez „osadę” dociera się do najlepszego miejsca widokowego w powiecie.
Mym oczom ukazała się Odra i jej pradolina – pełen szacun dla Matki Natury. Narobiła się babka.




A na koniec maczek…


Czas zamknąć przyrodniczy kącik. Popedałowałem dalej w kierunku Radnicy i aż do torów za nią…


Nawrotka i czym prędzej na obiad – też mi motywacja.
Po drodze jeszcze jeden kadr przyrodniczy. Nazwijmy go: TRZY DRZEWA I PTAKI NA DRUTACH.


I już na sam koniec coś dla szpanu:

Fajna nalepka.




WRESZCIE TROCHĘ WIĘCEJ KILOMETRÓW!!!!!!!!!!

Sobota, 10 maja 2008 · dodano: 12.05.2008 | Komentarze 1

WRESZCIE TROCHĘ WIĘCEJ KILOMETRÓW!!!!!!!!!!
A tym samym i jakaś historia do opowiedzenia.
„Dzisiaj 10-ty… zaczyna się życie…” Więc niniejszym postanowiłem pojeździć. Ale wcześnie strzeliłem „tuning” mojej wypasionej bryczce (czyt. rowerowi). A zmiana wygląda tak…


…kto wie co się zmieniło??

Ten kto odgadnął, że kierownica, w nagrodę może czytać dalej!

Miałem jeszcze dokręcić przekładnię, bo się koleboce, ale niestety nawet nie przedarłem się przez ściąganie zębatek… Ściągacz bo bani… Młotek i przecinak też nie pomogły więc dokręciłem śrubki i ruszyłem w trasę:

Krosno >> Marcinowice >> Osiecznica >> Czetowice >> Budachów >> Bytnica >> Struga >> Krosno

Tą drogą jadę do Osiecznicy – super widok a poza tym jest kawałek ścieżki rowerowej (co widać po prawej stronie zdjęcia - piszę bo może ktoś się nie orientować).

Po ujechaniu kilku kilometrów mym oczom ukazał się przepiękny strumyk (plus wodospad). Nie jest to Niagara. No ale… Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.

Wszyscy wiedzą co się robi jak już się pstryknie fotkę… (…tak, oczywiście, potrzeby fizjologiczne też można od razu odwalić…) …jedzie się dalej. Np. przez taki drzewny tunel…

…lub przez pustynię…

…lub przez łąkę żółtą…

…no a później okazało się, że i tak wszystkie drogi prowadzą do Bytnicy…

No prawie wszystkie…

…a ja wybrałem tą „przed siebie”.

A na koniec coś dla maniaków prędkości:

SZAŁ, CO NIE?? Do tej pory czuję ten szemrający wiatr w mojej czuprynie.

No to See Ya!!!




  • DST 18.60km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:17
  • VAVG 14.49km/h
  • Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
  • Aktywność Jazda na rowerze

A więc stało się…

Sobota, 3 maja 2008 · dodano: 03.05.2008 | Komentarze 2

A więc stało się…

INAUGURACJA SEZONU!

Co prawda dziewiczy tego roczny rejs na rowerze już był, ale ten uznaję jako pierwszy – bo są foty i jest opis.

Na wycieczkę wybrałem się z tatą… A tata wygląda tak:

Trasa nie była specjalnie skomplikowana, trudna i długa… ale nie o to chodzi. Chodzi o radochę z jeżdżenia… Ktoś uważa inaczej??
A więc pojechaliśmy sobie nad jeziorko do Łochowic…

…by posiedzieć na ławeczce i pokontemplować.
…na tym miało się skończyć (całe 10 km) ale padł pomysł: JEDZIEMY DALEJ! Szok normalnie.
I tak, pognaliśmy przez las nad Niemkę… A w lesie wycinka (tabliczka), ale to nas nie powstrzymało bo kto by 3-go maja wycinkę robił – TABLICZKI W LASACH KŁAMIĄ!

A teraz pytanie/zagadka. Po co ktoś wycina parę hektrów lasu i pozostawia na środku pogorzeliska takie coś:

…bez sensu.
Drzewo widelec…

…oraz piach…

No i dotarliśmy. Dotarli też inni – były grile i ludzie na leżakach leżący i nic nie robiący.

Pozdrawiam i do napisania.
Cóż, mam nadzieję że znów systematycznie będę dodawał swoje wycieczki.
Majówka Rules!!!