Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Egonik z miasteczka Krosno Odrzańskie. Mam przejechane 24930.04 kilometrów w tym 1367.46 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.85 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 21493 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Egonik.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Powyźej 100 km

Dystans całkowity:2795.62 km (w terenie 30.00 km; 1.07%)
Czas w ruchu:129:03
Średnia prędkość:21.66 km/h
Maksymalna prędkość:54.47 km/h
Suma podjazdów:238 m
Suma kalorii:1368 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:121.55 km i 5h 36m
Więcej statystyk
  • DST 114.31km
  • Teren 8.00km
  • Czas 06:06
  • VAVG 18.74km/h
  • VMAX 35.11km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt SPRICK ACTIVE TREKKING
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka – Bunkry i Łagów Lubuski

Piątek, 1 maja 2009 · dodano: 01.05.2009 | Komentarze 5

Dziś Pierwszy Maja. Kolejny długi weekend – kolejny długi wyjazd. Rekord tego sezonu jak na razie.
Jak to większość „majówkowiczów” wybrałem się na łono natury (zresztą inaczej się nie da – przecież nie będę jeździł w hali…), a dokładniej do Łagowa Lubuskiego. Mniej więcej tak:
Krosno >> Radnica >> Sycowice >> Przetocznica >> Cibórz >> Rokitnica >> Węgrzynice >> Błonie >> Niedźwiedź >> Toporów >> Czyste >> Poźrzadło >> ŁAGÓW >> powrót przez Węgrzynice, dalej Gryżyna >> Bytnica >> Struga >> Krosno.

Do Przetocznicy szło jak po maśle. Później zachciało mi się szukać bunkrów. Bo jak się okazało jest ich trochę i to całkiem blisko. Cały ten obszar to pozostałości po niemieckim urzędowaniu na tym terenie: bunkry, śluzy, zagospodarowane koszary – czyli Cibórz (obecnie całkiem prężny szpital psychiatryczny). Poszukiwania nie poszły na marne.

Oto i bunkier.

Bunkier I © egonik

Spotkałem przy okazji jakiegoś kolesia i pytam (bo akurat zaglądał do środka): „Jest tam coś ciekawego?? Odp.: Panienki i piwo” (żartowniś…).

I tak tłukłem się po tym lesie, pełno piachu, korzeni i wszystkiego innego bez czego las nie może się obejść. Jednak nie w każdym lesie są takie bajery:
Okopy © egonik

…czyli okopy. Tak mi się przynajmniej wydaje, a sporo tego w tym lesie.

Dalej przez piachy i błota, szlakiem poniższego koloru, pognałem dalej.
Przez las © egonik


Znów jezioro.
Kaliszkowice © egonik

Kaliszkowice II © egonik


Niby nic, zwykłe jezioro, ale nie każde jezioro ma taką czadową tamę. Jak wyczytałem w opracowaniu Sergiusza Jackowskiego „Dzieje nad strumykiem” miejsce to nazywa się „rybakówka Kaliszkowice”.
Tama © egonik


Tama kryje w sobie niespodziankę: LATAJĄCE RYBY!!!
Latające ryby © egonik

Latające ryby II © egonik


Taki to ma dobrze, sobie lata i patrzy na wszystkich z góry.
Samolocik © egonik


Błądzenia ciąg dalszy. Aż mi się droga skończyła… A tak na poważnie to faktycznie myślałem, że będzie tu droga. Jest to kolejna tama – bez przeprawy na drugą stronę. Chyba, że mokrą stopą.
Tama II © egonik


Dzięki zbłądzeniu znalazłem drugi bunkier na szlaku. Niezłe cacko, praktycznie nieuszkodzony. Tutaj też spotkałem tego kolesia – żartownisia co poprzednio. Okazało się, że jest ze Świebodzina i wybrał się na przejażdżkę po bunkrach. A ja do niego, że jadę do Łagowa a on na to, że on nie… W każdym bądź razie (nie wiem czy ma kompetencje) dopatrzył w bunkrze oryginalną farbę na ścianach – i rzeczywiście środeczek też ładny z ewidentnymi brakami wszystkiego co można było sprzedać na złom, czyli metali tam nie uraczysz człowieku…
Bunkier II © egonik

Bunkier II © egonik


Jest i Łagów. A tutaj: jeziora… To miejsce ma swój klimat. Dziś trochę ten wyjątkowy klimat zakłóciły tłumy wszędobylskich turystów. Naprawdę masa ludu przybyła by się „zmajówkować”. Lody, gofry, rowery wodne, kajaki, motocykliści, rowerzyści, piesi… Szał!
Jezioro Trześniowskie © egonik

Molo © egonik

Okolice jeziora Trześniowskiego © egonik

Zamek Joannitów © egonik

Wiadukt kolejowy z 1909 roku (25 m) © egonik


Czas wracać do domu. Więc wracam. Przecież to tylko 50 km… i to z wiatrem… Jeszcze tylko kilka fotek tak w połowie drogi.
Rzepak © egonik

Ładna kompozycja drzewno-drogowo-leśna © egonik

Piekielna Maszyna © egonik


Pozdrower!


Kategoria Powyźej 100 km


Zgodnie z deklaracją:)

Niedziela, 1 czerwca 2008 · dodano: 01.06.2008 | Komentarze 5

Tak więc jak się zadeklarowałem wczoraj, dziś (z jednodniowym opóźnieniem) wrzucam relacje z wczorajszego wypadu za granicę…
Ludzie gadają, że podobno w Niemczech mają fajne ścieżki rowerowe – więc czemu by nie sprawdzić samemu. No i sprawdziłem.
Przygotowałem się jak należy: picie, jedzonko, mnóstwo nadziei, kask, okularki, bajeranckie ciuchy, itd. Trasa wyglądała mnie więcej tak:

Krosno >> Dychów >> Bobrowice >> Gozdno >> Górzyn >> Bielawy >> Lubsko >> Chełm Żarski >> Brody >> Jeziory Wysokie >> Marianka >> Zasieki >> GRANICA POLSKO-NIEMIECKA >> Sacrow >> Briesnig >> Groß Gastrose >> GRANICA NIEMIECKO – POLSKA >> Czarnowice >> Dzikowo >> Brzózka >> Krosno

Najpierw standardowo na Dychów, przez elektrownię wodną…


…krótka informacja o tym o co tu tak naprawdę chodzi w tej elektrowni i jej zbiorniku wyrównania dziennego…


Kręciło się nawet fajnie: słoneczko, wiaterek, niewiele aut (bo kto by się na taki upał pchał…). Zajechałem nawet nad jeziorko bo zwykle je mijam ot tak. Szzzzzzzzz i już mnie nie ma. Ale nie tym razem…

(pozwolę sobie zauważyć, że na tafli jeziora widać jedną łódź…)

Okazało się, że wycieczki przez Lubsko mi nie służą. Jak kiedyś, tak i tym razem moje kolana stwierdziły, że chyba mnie trochę poniosło i zaczęły sygnalizować, że lepiej będzie jak zawrócę… A ja co?? IGNORANT!!!

Oto i Lubsko i kościół i przerwa na pierwszy posiłek: ciasteczka Lu plus Powerrade plus od 3 do 4 wirów wody z bidonu.


…jeszcze pełen bak…


Posilony pognałem dalej. Z założenia miałem minąć Brody lekko z boku ale coś mnie podkusiło by jednak tam zajrzeć. Chyba ta brama mnie podkusiła… de facto z 1753 roku… Jednym słowem kawał starej bramy…


A za bramą a dokładniej za bramą i zakrętem moim oczom ukazał się ten oto widok…




…nic nie pisałem między zdjęciami bo mnie też to lekko zamurowało. Jest tam też hotel, niestety nie wiem jak się nazywa bo to nieistotne. Ważne, że jest niezły klimat i zapewne straszy jak to w takich pałacach bywa.


Gdzie jest rower??


Nie ma co się gapić na ruiny – szkoda czasu a do domu jeszcze ho ho…

Miałem już się rozpędzić a tu znowu coś co przykuło obiektyw…

…jest to wieża pożarnicza. Myślicie, że nie chciałem wejść; chciałem, ale jak to bywa w moim przypadku, gdy chcę coś zwiedzać… Nieczynne!...do 8-go czerwca…

W ramach rekompensaty zwiedziłem to:

…są tam dwa przepiękne, niebieskie TOI TOI’e. UWAGA! Gdy temperatura za dworze przekracza 15 stopni do TOI TOI’a N I E W C H O D Z I M Y !!!!!!!!

Odświeżony aromatycznie pognałem najdłuższą ścieżką rowerową w mojej karierze. Zaczęło się tak (kilka km przez Zasiekami):


Po drodze śmignęli mi niemieccy turyści rowerowi i po jakimś tam czasie przedarłem się przez most na rzece Nysa Łużycka


…oraz przez granicę administracyjną…


Zdjęcie ilustrujące fakt, że po niemieckiej stronie też wiało


A tutaj skończyła się ścieżka rowerowa (ale tylko pozornie bo ta właściwa zaraz za mostem wskakuje na wał nad rzeką i ciągnie się aż do Guben – czadowo normalnie…)


A tutaj koleś podlewa pomnik (bez komentarza)


W tym oto zacisznym miejscu nadszedł czas na drugą przerwę prowiantacyjną: chleb z dżemem, popity wodą i Powerrade. Co się jeszcze kazało jestem bez sensu opalony (np. uda do połowy). Jak to na rowerze zresztą bywa…


A tam jest Polska…


A poniżej taka tam okoliczność przyrodniczo – naturalna


I jeszcze ku mojej radości, mym oczom ukazał się jastrząb. Ten to ma luz – KEINE GRENZEN.

…WYRAŹNY CO NIE??

Gdyby ktoś miał wątpliwości, że ta ścieżka jest taka długa, poniższa fota prezentuje co i jak. Tak na marginesie to świetna sprawa, tak oznaczone ścieżki.

…jaram się bo u mnie w okolicy tego nie ma. W polskiej okolicy…

A tak wyglądają niemieccy turyści rowerowi uciekający przez polskim turystą rowerowym na niemieckim rowerze składanym w Polsce z części niewiadomego pochodzenia …


Coś tam w tle a na pierwszym planie rower… To coś tam, jak się chwilę później okazało, to mini elektrownia wodna.


Tak wygląda zielona granica. Zniszczony most… Jak by Polska była czymś złym i nie fajnym. A nawet nasze psy szczekają tak samo jak niemieckie.


Wreszcie ze łzami w oczach przekroczyłem granicę – takie wzruszenie, taka radość. Wreszcie WSCHÓD!!!


Po drodze zajechałem do Czarnowic (kiedyś tu pracowałem w jednej z firm…) do mojej Gabrysi, która ze swoimi dziećmi (nie mylić z naszymi…hihi) łowiła sobie ryby. Taka była teoria. Prawda jest taka że dzieci łowiły a Gabi nie… Ale miejscówka całkiem przyjemna:



A teraz UWAGA!!!!
Przystojniak E-gonik w pełnej okazałości. Na prawo mój rower, a dalej na prawo nasza „meggi” (z klimą…). Zdjęcie dzięki uprzejmości Gabi.


No i droga powrotna. Nawierzchnia szykowana jest na Euro 2012. Nie zmienia to faktu, że będzie jeszcze naprawiana z 28 razy…

I ostatni rzut oka na zachodzące słońce…


…i koniec.

Reasumując, to co przeleciało:
- ponad 130 km,
- 2 paczki małych ciasteczek Lu,
- 4 x 500 ml Powerrade (różne smaki),
- 2,5 litra wody mineralnej (też różne smaki…),
- 3 kanapki z dżemem.

Polecam!!!


Kategoria Powyźej 100 km


Wspaniały początek jesieni

Niedziela, 23 września 2007 · dodano: 23.09.2007 | Komentarze 2

Nie mogłem sobie wyobrazić lepszego początku jesieni. Piękna pogoda i najdłuższa przejażdżka rowerowa w karierze. Ale po kolei…
Wczoraj czyli w sobotę dokonałem zakupu nowego roweru: SPRICK ACTIVE TREKKING – niby nic takiego ale to dokładnie to czego szukałem. No i żeby to sprawdzić (w sensie czy to TO) wybrałem się do Żar (przez: Połupin, Dąbie, Kosierz, Lubiatów, Bogaczów, Nowogród, Dąbrowie, Bieniów).
Pogoda cudna: ciepło i słonecznie plus lekki wiaterek, oczywiście w twarz ale było to do przejścia. Zrobiłem trochę kilometrów co się wiązało z tym, że trzeba było skakać pomiędzy powiatami (taka przyjaźń sąsiedzka)


A poniżej widać ile już za mną… jakieś 16 km…


Oto i moje cudeńko. 28 cali… osprzęt Shimano… i jakieś inne pierdoły – zresztą kogo to obchodzi – ważne jest to jak się jedzie a jedzie się wspaniale: wysoko jak w tirze, prędkości naddźwiękowe, miękko w pupcię… nic tylko pedałować, co czym prędzej zrobiłem.


Mijam sobie lekko Nowogród a tu jakaś biedna Fiesta w rowie samotnie sobie stoi. Z moich osobistych oględzin wynika, że osoba kierująca pojazdem marki Ford Fiesta nie dostosowała prędkości jazdy do panujących warunków i… poleciała do rowu jak się patrzy i w tym rowie wytraciła prędkość lokując jednocześnie swoją twarz w poduszce powietrznej… dziwne że taka mieścina ma poduszki…




Przyszedł czas na odpoczynek – popiło się w drogę.


No i Żary – upragniony widok. Jednym słowem udało się.




A kto zgadnie co jest na poniższych zdjęciach…



…zgadza się. Na poniższych zdjęciach można zaobserwować pole, na którym kiedyś odbywał się przystanek Woodstock.

Nawrót robiłem na stacji benzynowej orlen – fotka z okolic owej stacji.


Jako że rowerek jest dość nowy trzeba było trochę podkręcać… i zorganizować piciu na powrót… aż było dość ciepło to poszły cztery Powerrade i litr wody plus mars i princessa.


A to już takie tam fotki – okolice Nowogrodu na powrocie.


A tu tory – też w Nowogrodzie…



A następnie powrót do domu.


Podsumowując.
Wspaniały wyjazd. Niestety kolana bolą więc nie wiem czy nie ostatni… Poza tym dwa razy walili na mnie na czołówkę – ach ci Polscy kierowcy…


Kategoria Powyźej 100 km